Dziewczynka wzdrygnęła się i otworzyła oczy. Przez krótką chwilę zastanawiała się gdzie jest, wyrwana ze sny miała wrażenie że śpi w swoim pokoju pod stołem. Jednak to co poczuła pod rękoma nie było dywanem. Było miękkie, czasami kłujące. Przetarła oczy i zobaczyła, blade promienie słońca przenikające przez liście.
Parę chwil zajęło jej, zanim zrozumiała gdzie jest, co robi i jak się tam znalazła.
Pamięta poranek, który zawsze ma być obietnica lepszego dnia. Tak przynajmniej mówią, nowy dzień, nowe możliwości. I jak co dzień w jej krótkim życiu, znowu było tak samo.
Siedzi na łóżku, nasłuchuje, czujnie niczym lis. Kiedyś przeczytała, że listy słyszą lecącą wronę z odległości 600 kroków. Sprawdziła sześćset kroków to tyle ile od stodoły do tej gruszy. Nigdy nie udało jej się usłyszeć lotu wrony, choć bardzo się starała.
Zauważyła u siebie również inne cechy lisie, potrafi skradać się cichutko. Kroczek po kroczku, miękko, ledwo widoczna. A kiedy poczuje zagrożenie, ucieka szybko, podobnie jak lisa szybko atakuję swoją ofiarę. Ona nigdy nie atakuje.
Choć czuję w sobie moc morderczego szału. To również przeczytała w podręczniku. Lis zabija ofiarę mimo że nie jest w stanie jej zjeść.
Pokochała lisy miłością wielką. Czasami sobie wyobraża, że w jej żyła płynie lisia krew. Uwielbia chodzić po lesie i szukać lisich nor. Nie raz próbowała się do nich wcisnąć. Zwinąć w kulkę, przykryć ogonem i zasnąć snem spokojnym.
Czy o tym właśnie myślała kiedy zasypiała pod gruszą?
Z oddali słyszy krzyk.
Już sobie przypomniała.
Już wie.
Zamyka oczy.
Chce być jak lis.
Tydzień 11! Zacznijmy od słowa! #ZOSwarsztaty