Opowiem wam o pewnej dziewczynce. To jest cudowna historia, która zaczęła się jeszcze zanim owa dziewczynka pojawiła się na świecie i wydała pierwszy krzyk.
Kobieta i mężczyzna pełni świadomi samych siebie czekali na miłość – nie szukali drugiej połówki jabłka, gruszki czy pomarańczy. Widzieli, że wszystko, czego potrzebują mają już w sobie. Druga osoba była częścią czegoś nowego, większego, częścią wspólnego.
Wspierali się wzajemnie i pokochali głęboko.
Bez oczekiwań.
Bez powinności
Bez presji. Miłość była ich naturalnym stanem.
Owa kobieta i ów mężczyzna postanowili powołać do życia nową istotę. Dziecko, które było wyczekiwane, kochane. Dziecko, które miało rosnąć w swoim tempie, w swojej wrażliwości, w pełnej mocy swoich talentów. Dziecko nie musiało uzupełniać braków miłości między rodzicami, brać na siebie odpowiedzialności za sprawy dorosłych.
Było widziane takim, jakim było.
To była dziewczynka. Nie za ładna, nie za brzydka, taka w sam raz. W sam raz taka, jaka powinna być.
Powitał ją uśmiech, oczy pełne miłości i ramiona gotowe do tulenia oraz bronienia.
Dziewczyna od razu poczuła, że nie musi być nikim poza sobą.
Nie musi udawać, że nie czuje, że nie widzi.
Nie musi uciekać, zamykać się w sobie, czy obgryzać paznokci.
Mogła być taka, jaka była.
Wiedziała że była oczekiwana i kochana.
Dziewczyna rosła, poznawała siebie samą. Zauważyła że ma rączki, nóżki, poznawała, jak przywołać rodziców do siebie. Rodziców, którzy byli obok gotowi utulić jej płacz. Poznawała otoczenie, sprawdzała co jest gorące, co zimne. Co się stanie jak coś rzuci, a co, gdy coś utnie. Gdy się utnie, to trudno z powrotem złączyć.
Uczyła się siebie, uczyła się innych, uczyła się świata.
Doskonale wiedziała, że co by nie zrobiła, czego by nie spróbowała, zawsze czekają na nią kochane ramiona rodziców.
Ramiona, które łapały, kiedy spadała, ramiona, które wskazywały kierunek, pokazywały świat, ramiona, które pchały do działania, dodawały odwagi.
Wiedziała, że rodzice wierzą w nią, wierzą i ufają. Wierzą, że jest zdolna do wielkich czynów, czynów wielkich dla niej samej. Przejście przez kłodę nad strumykiem, wejście na drzewo i zeskoczenie z niego.
Mogła zadawać pytania i otrzymywała odpowiedzi. Wierzyła w magię i nie bała się Baby-Jagi. Wiedziała, że dzielnie może maszerować przez świat. Bo świat jest bezpieczny. Rodzice nie projektowali na nią swoich lęków, braków, złości i niechęci. Nie kazali jej wybierać między jednym a drugim. Mówili, że czasami zdarzy jej się przykrość, ktoś ją skrzywdzi, coś nie wyjdzie, przegra w zawodach i że zawsze czekają na nią ich ciepłe ramiona.
Ramiona, w których znajdzie ukojenie i pełne widzenie samej siebie. Jej emocje, przeżycia są akceptowane i uznawane za ważne, bo są jej.
Dziewczyna rosła, zmieniała się w nastolatkę, kobietę. Przeżywała radości i smutki, zachwyt i rozczarowanie, miłość i odrzucenie, wdzięczność i zawód. Całą paletę doznań i uczuć. Całe życie, ze wszelkimi jego przejawami. I zawsze czuła ramiona pełne miłości, które ją otaczają, chronią, wspierają, popychają. Czuła, że ma miejsce, w którym zawsze jest oczekiwana, widziana i kochana.
Jest takie miejsce. To miejsce jest w naszych sercach.
Czasami dostajemy je na starcie naszego życia. Czasami sami kafelek po kafelku musimy je zbudować.
Ci, którzy otrzymują je na starcie, mają łatwiej, wystarczy że się w nim rozgoszczą, urządzą po swojemu, dodadzą swoje kwiatki i obrazki.
Pozostali budują je, mozolnie, cegiełka po cegiełce, kafelek po kafelku.
Czasami się coś zburzy, czasami sami zepsujemy.
Uczą się jak zbudować tę bezpieczną przystań. Choć wymaga to większej pracy niż urządzanie, warto wziąć do ręki kielnię i zacząć budować. Nawet gdy będzie to tylko na ostatnie lata naszego życia.
Tydzień 1! Warsztaty Zacznijmy od słowa! Zadanie: Opisz swoje miejsce #ZOSwarsztaty